KRAINA NERDÓW I GEEKÓW

  • English
  • Polski
GRY

The Sinking City – Recenzja

RECENZJA WOLNA OD SPOILERÓW

Gra została oddana do sprzedaży 27 czerwca 2019 roku – innymi słowy, stosunkowo niedawno. Za produkcję odpowiada firma Frogware, usytuowana na Ukrainie. Zaprawdę mam coraz lepsze zdanie o grach produkowanych na wschodzie Europy i w Rosji. Być może to spisek Przedwiecznych, że najciekawsze horrory w jakie grałam ostatnio są produkowane na wschodzie.

Gra z pewnością jest jednym wielkim ukłonem w kierunku twórczości H.P. Lovecrafta. Gra czerpie z mitologii co tylko się da i bardzo dobrze wykorzystuje tematy przewodnie wielu opowiadań napisanych przez mistrza horroru, takich jak: „Widmo nad Innsmouth”, „Zgroza w Dunwitch”, czy moje ulubione opowiadanie „Przypadek Charlesa Dextera Warda”. Po zakończeniu gry naszło mnie wrażenie, że bardzo przyjemnie uczestniczyło się w narracji, w której autorzy scenariusza podchodzą do materiału źródłowego poważnie i z szacunkiem.

Akcja nie jest „ekranizacją” opowiadań, lecz czerpie z nich garściami. W pewien sposób tworzy to wrażenie jakbyśmy byli „wciągnięci” w opowiadanie Lovecrafta którego nie czytaliśmy, lecz świat jest nam na tyle znany, że można się w nim dość łatwo zorientować. W grze pełno jest nawiązań i smaczków do twórczości Lovecrafta. Myślę również, że podobieństwo Charles’a Reed’a – naszego bohatera, do słynnego pisarza, również nie jest przypadkowe.

Klimat

Tu na wstępie dodam, że rozpoczynając grę byłam w doskonałym nastroju by móc się w nią zaangażować. Jestem w trakcie grania kampanii do rpg Zew Cthulhu i jednocześnie zabrałam się za czytanie opowiadań Lovecrafta, w nowej szacie wydawnictwa VESPER. Można więc powiedzieć, że byłam w pewnym sensie „podatna” na atmosferę gry.

Z pewnością się nie zawiodłam, ponieważ najmocniejszą stroną gry jest właśnie jej klimat. Zaczynamy grę jako prywaty detektyw, który przybywa do miasteczka Oakmont, by rozwikłać tajemnice dręczących go wizji. Można wręcz powiedzieć, że jest to wymarzona profesja do rozpoczęcia gry w klimacie Zewu – i z całą pewnością niezwykle wygodna dla scenarzystów.

Pod kątem grafiki na pewno nie można mieć grze wiele do zarzucenia. Oczywiście nie jest to majstersztyk na poziomie Wiedźmina 3 i trudno jakikolwiek element świata nazywać pięknym, ale spełnia ona swoją rolę. Miasto jest mroczne, nieprzyjemne, pełne dziwacznej wegetacji i niepokojące. Wygląd NPC’ów potrafi być niepokojący – szczególnie ludzi pochodzących ze zniszczonego Innsmouth. Biorąc pod uwagę, że miasto nawiedziła klęska powodzi i głodu, wszystko wydaje się mokre, oślizgłe i śmierdzi zdechłą rybą, a pogoda jest wręcz depresyjna. Innymi słowy idealne miejsce do leczenia się z epizodów szaleństwa.

Muzyka jest dopasowana idealnie, utrzymując z dużą łatwością horrorowy klimat, a jednocześnie nie męcząc gracza. Również pozostałe efekty dźwiękowe, takie jak: ataki potworów, akcje wykonywane pod wodą, efekty pogody są bardzo sugestywne i dobrze dobrane. Ze wszystkich podkładów dźwiękowych najlepiej zapadł mi w pamięć utwór Coverside. Nie bez znaczenia jest również jest to, że za ścieżkę dźwiękową odpowiedzialny jest, między innymi Kevin MacLeod – jednej z najlepszych współczesnych kompozytorów. Naprawdę dla samego klimatu warto jest zagrać w tą grę..

Animowane sceny są bardzo klimatyczne i robią odpowiednie wrażenie. Co prawda na koniec gry zaczynamy zauważać, że pewne animacje są nieco powtarzalne, ale nie jest coś, co w wydatny sposób razi lub przeszkadza.

Ogółem chodzenie spacerkiem po Oakmont i rozglądanie się dookoła w poszukiwaniu wskazówek było niezwykle przyjemne i nie raz zatrzymywałam się aby przypatrzeć się czemuś dziwnemu, ciekawemu czy po prostu creepy. Nie mówiąc już o radosnym kultystach paradujących sobie po mieście – jak mawiają – „na legalu”.

Mechanika Gry

Jakkolwiek mechanika gry nie należy do wybitnych, jest ona wystarczająco dopracowana żeby nie irytować. Gra nie posiada niedoróbek, czy irytujących realizacji, raczej pewne niedostatki, które mogłyby zapewne być naprawione przy odpowiednio wyższych funduszach. Walka w grze jest bardzo uproszczona, brakuje w niej elementów środowiskowych. Grając w trzeciej osobie możemy sterować w banalny sposób, lecz nasze akcje są ograniczone. Przykładowo możemy się wspinać na przeszkody, ale nie możemy przeskoczyć pomiędzy elementami środowiska – co akurat nieco mi przeszkadzało.

Zarządzanie ekwipunkiem jest proste i intuicyjne. Bronie lub elementy wyposażenia odblokowujemy podczas wykonywania questów, a część z nich od raz po uzyskaniu możemy craftować. Niestety jak dla mnie nagrody, czy też znajdowanie przedmiotów to największa bolączka gry. Nasza postać posiada pewien max tego co może przy sobie nosić i zdarzały się sytuacje gdy nie odebrałam nagrody ponieważ miałam pełny ekwipunek. A chwilę później uciekałam w panice przed potworami bo zabrakło mi nabojów. I oczywiście rozumiem założenie gry, w którym amunicja jest cenna i należy ją oszczędzać, ale na dłuższą metę to irytowało.

Brakowało mi mocno handlu, który jako taki w Sinking City nie istnieje, a rozwiązywałby wiele moich problemów w trakcie gry i jednocześnie oferował nowe możliwości narracyjne. Natomiast przemieszczanie się zostało rozwiązane w grze bardzo wygodnie i elegancko. Początkowo mamy do dyspozycji łódź z dziecinnie prostym sterowaniem, którą poruszamy się po zalanych ulicach między dzielnicami miasta. Jednocześnie w poszczególnych dzielnicach możemy natrafić na punkty szybkiej podróży, które pozwalają nam przenosić się z miejsca na miejsce szybko, kiedy już znudzi się nam sterowanie łódką. Tu naprawdę nie mam żadnych zastrzeżeń.

Wyjątkową i odróżniającą Sinking City od innych gier jest mechanika śledztwa. W panelu gracza mamy dostępne dwa główne ekrany tj. Teczkę z aktami, czyli wszystkie informacje dotyczące wykonywanych zadań oraz Pałac Umysłu, w którym łączymy ze sobą poszczególne wskazówki by dojść do wniosków, a w następstwie podjąć istotne w grze decyzje. Poszukując wskazówek korzystamy z archiwów Biblioteki, Ratusza czy Szpitala, czyli typowy chleb codzienny dla każdego Badacza Tajemnic. Same zagadki nie są trudne, ale również nie jest to poziom dla idiotów, także ich rozwiązywanie daje satysfakcję. Wybory zaś są odpowiednio niejasne, tak że często podejmując, je nie mamy komfortu psychicznego.

Rozwój postaci jest bardzo uproszczony i podobnie jak w wielu innych elementach gry widać tu braki w budżecie. Przyznam, że miało to natomiast pewien skutek, którego nie oczekiwałam. Nie mając możliwości w ciekawszy sposób rozwijać postaci ,skupiłam się na śledztwie i eksploracji. Także nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.

Ogółem 8/10

Niestety z racji tego, że recenzja ma być wolna od spoilerów nie jestem w stanie opowiedzieć zbyt wiele o fabule – a jest ona zdecydowanie mocną stroną stroną gry. Główny quest jest bardzo ciekawy i dynamiczny. Z dodatkowymi zadaniami sprawa ma się nieco inaczej – niektóre są bardzo ciekawe, a niektóre to nic innego jak lista „to do”. Nie zmienia to jednak faktu, że główny motyw gry jest wciągający i w połączeniu z klimatem tworzy coś, czego absolutnie trzeba doświadczyć.

Muzykę z gry można śmiało polecić każdemu Strażnikowi Tajemnic, który właśnie pracuje nad przygodą do Zew Cthulhu, a grafika jest sugestywna i stanowi doskonałą oprawę do wydarzeń. Prostota i intuicyjność mechaniki mnie zaskoczyła na tyle, że obeszłam się bez jednego zerknięcia w samouczek.

Ogółem polecam grę każdemu, a już zwłaszcza wszystkim fanom twórczości Lovecrafta. Rzadko się bowiem zdarza tak udane dzieło będące inspiracją twórczością tego niezwykłego pisarza. Pozwalam sobie mieć płonną nadzieję, że doczekamy się rozbudowanej kontynuacji gry z dodaniem takich elementów jak handel, jazda samochodem czy posiadanie własnego biura detektywistycznego. Gra ma naprawdę wielkie możliwości i niektóre z nich wręcz proszą się o rozbudowanie.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *