„Nobody” to film, który przeszedł stosunkowo bez echa. Wielka szkoda, bo przy nim wszystkie Shang Chi, Czerwone Noty i inne badziewia mogą się schować. Nie jest to produkcja wysokich lotów, nie niesie ze sobą żadnego wielkiego przesłania. Natomiast jest na tyle ciekawy, interesujący i zabawny, że to wystarczy by poczuć zadowolenie ze spędzonego przy nim czasu. „Nobody” jest cudownym dzieckiem dwójki bardzo ciekawych artystów. Scenarzysty Dereka Kolstada – który jest odpowiedziany za Johna Wicka. Oraz reżysera Ilya Naishuller’a odpowiedzialnego za „Hardcore Henry”. Innymi słowy jeśli ktoś może zrobić dobry film akcji – to z pewnością tych dwóch panów.
Główną rolę Hutch’a gra Bob Odenkirk (Słynny Saul, z Breaking Bad), który zastanawiająco dobrze pasuje do roli emerytowanego Likwidatora. Czym dokładnie jest Likwidator, nie wiadomo. Kimś kto pracował dla rządu i zabijał na zlecenie – tyle wiemy i w zasadzie wystarczy. Hutch jest w tatusiowym wieku, ma żonę i dwójkę dzieci, dom na przedmieściach i straszliwie nudną pracę. Tak nudną, że do końca nie wiadomo co robi. W tym puncie scenariusz zrywa z od dawna skamieniałym archetypem „płatnego mordercy o dobrym sercu” – takiego jak John Wick. Archetypowy bohater zwykle próbuje porzucić swoją profesję. Lub po odejściu od świadka przestępczego zostaje wciągnięty z powrotem wbrew swojej woli.
Likwidator Hutch jednakże wyłamuje się ze schematu. Pomimo, że ma rodzinę, dom i obowiązki okazuje się, że typowe, podmiejskie życie jest nudne i depresyjne. Frustracja i monotonia rośnie w nim z dnia na dzień aż do momentu kiedy jego dom zostaje obrabowany. Nikt nie zostaje ranny i straty finansowe są minimalne ale to drobne wydarzenie sprawia , że Hutch powraca do poprzedniego typu życia, za którym naprawdę tęsknił.
Bob Odenkirk jest świetny w tej roli. Jego fizjonomia, kojarzy się z mężczyzną po 50tce z przedmieścia, który jest niezadowolony ze swojego życia i dlatego kiedy jego tożsamość wychodzi na jaw dla widzów sytuacja jest wiarygodna. Dodatkowo Odenkirk naprawdę dobrze ogrywa sceny akcji i robi wrażenie że dobrze się bawi w swojej roli. Pozostali aktorzy również bardzo dobrze wywiązują się swoich ról. A ujrzenie na ekranie Christophera Lloyda, w tym wieku – obwieszonego shotgunami – to po prostu perełka.
Pomijając proste założenie, na którym film jest zbudowany, Nobody to zaskakująco fajna rozrywka, która nie wymaga wyłączenia mózgu (jak przy ostatnich produkcjach Marvela). Sekwencje scen walki są realnie brutalne i doskonale zaplanowane i zrealizowane do najmniejszych detali. Humor jest lekki, nie przesadzony i zawsze trafia. „Nobody” otrzymuje od nas solidne 8/10 i zdecydowanie jest godne polecenia.