Koło Czasu (Wheel of Time), miało zaostrzyć apetyt fanów fantastyki przez prequelem Władcy Pierścieni. Słyszałam nawet opinię, że miało być spadkobiercą duchowym LOTR. Co tylko potwierdza jak głupi potrafią być krytycy na Youtube. Na wstępie warto zaznaczyć, że nie czytałam książek autorstwa Roberta Jordana – jeszcze. Niemniej jednak zapoznam się, z nimi, żeby zobaczyć jak dużo winy leży po stronie showrunnerów, jak dużo po stronie kiepskiego materiału źródłowego. Na ten moment stawiam na showrunnerów.
Doprawdy mam tak wiele złego do powiedzenia o tym serialu, że nie wiem od czego zacząć. Bohaterowie są zupełnie bezbarwni. Żaden z nich nie ma nawet cienia charakteru. To po prostu ponumerowani bohaterowie główni i poboczni. Fabuła kręci się wokół grupy nastolatków (teoretycznie dorosłych, ale zachowujących się jak piętnastolatki), z których jeden ma być wybrańcem – tym który pokona „Czarnego”. Czymkolwiek/kimkolwiek „Czarny” jest – serial bowiem nigdy tego dokładnie nie wyjaśnia. Jest wśród nich Rand, rudzielec, który dobrze strzela z łuku, Mat – łotrzyk i łachudra, Egwane – najładniejsza dziewczyna we wsi i Perrin – cichy wielkolud. Towarzyszy im też Nynaeve, wiedząca z wioski i jedna z najbezczelniejszych kobiecych postaci jakie od dawna widziałam na ekranie.
Każda z tych postaci jest nudna i sztampowa. Serial próbuje nas przekonać, że są przyjaciółmi, ale robi to tak niezręcznie, że nie jestem ani trochę przekonana, że w ogóle się lubią. Rand i Egwane są niby-parą, ale w ogóle nie ma pomiędzy nimi chemii. Jeśli chodzi o resztę z nich to jakiekolwiek dylematy mieli w trakcie swojej podróży, były tak blade, że ich już nie pamiętam. Fabuła rozpoczyna się gdy do wioski bohaterów przybywa Aes Sedai – Moiraine. Coś pomiędzy czarodziejką, a awatarem, aby przyprowadzić całą czwórkę do Białej Wieży.
Niestety dziur w fabule i w całym serialu jest więcej niż w serze szawajcarskim. Przykładowo Moiraine wywozi nastolatków do Białej Wieży, początkowo, by uciec przez Trollokami, które ich ścigają. Ale gdy tylko Trolloki się poddają – bo nie mogą przekraczać rzek – okazuje się, że bohaterowie się rozdzielają na trzy grupy i każda z nich musi dotrzeć tam na własny rachunek. I to jeszcze byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że w Białej Wieży absolutnie nic się nie dzieje. Zupełnie jakby akcja przeniosła się tam tylko po to, żeby wyjaśnić kim są Aes Sedai i ich strażnicy.
A i w tym świecie tylko kobiety mogą władać mocą. Mężczyźni nie są godni – czemu, nie wiadomo. Ponoć mają być niestabilni. Cóż nawyraźniej wszystkie osoby tej samej płci mają te same cechy charakteru w tym uniwersum. Swoją drogą nazwa Trollok… Gdy ją usłyszałam po raz pierwszy, od razu straciłam zainteresowanie. Doprawdy nie rozumiem, czemu nie można było tych stworzeń nazwać „potworami”. Po co ktoś wymyśla tak dziwaczną nazwę jak „Trollok”, na potwora, który nawet nie wygląda jak trol? A jeśli już musi wymyślić jakąś nazwę, czemu próbuje skopiować nazwę istniejącego już potwora, który był opisany w dziesiątkach uniwersów fantasy. A i najwyraźniej ten świat ma hipisów, którzy podróżują dużą grupą bez żadnej broni, zaopatrzeni w jedzenie, ubrania i kobiety. Przynajmniej wiadomo, że bandyci w tym świecie mają się z czego utrzymać.
Jeśli chodzi o środowisko, to CGI, przyroda jest całkiem ładna – aż za ładna. Miasta wyglądają na świeżo wysprzątane, wszyscy chodzą umyci i w ładnym ubraniach, nawet po tygodniu wędrówki. Egwane wskakuje do rzeki w pełnym makijażu i nawet maskara się jej nie rozmazuje. To naprawdę bardzo czysta interpretacja średniowiecznego fantasy. Poptrzcie tylko jak minsternie i ładnie zaplecione noszą włosy pomimo tygodni podróży. To na pewno magia.
Zapomniałabym o epicko głupiej obronie miasta w ostatnim odcinku. Obrońcy zamiast zwalić lawinę na Trolloki idące wygodnie dnem wąwozu, weszli na jakąś absurdalną fortyfikację/mur i zaczęli do nich strzelać. W wąwozie nie było żadnych strażników, którzy mogliby ostrzec miasto przed niebezpieczeństwem. Oczywiście trolloki wykorzystały głupotę swoich przeciwników i szybko przeszły przez mur. A to tylko jeden drobny aspekt głupoty tej bitwy.
Inna sprawa to postrzeganie odległości w tym serialu. W jeden sekundzie wszystko nam mówi, że bohaterowie mają dotrzeć gdzieś za tygodnie drogi. A w następnym odcinku już tam są. W ten sposób wszyscy wygodnie i szybko przenoszą się dokładnie tam gdzie i kiedy skrypt tego wymaga.
Ogółem rzecz biorąc cały serial jest po prostu absurdalny. Nie wnosi nic ciekawego w nasze życie. Bohaterowie są nudni, środowisko pospolite a fabuła wtórna. Serial zdecydowanie wymaga wyłączenia wyższych funkcji mózgu, żeby można go było obejrzeć. Pozostawia też pewne wrażenie zażenowania jak po obejrzeniu serialu dla gimbazy mimo, że miało to być w założeniu epickie fantasy. Ładunek emocjonalny nie istnieje, losy postaci mnie nie obchodziły na tyle, że gdy zrozumiałam jak głupie decyzje podejmują, zaczęłam kobicować Trollokom. Ogółem nie polecam i oceniam na marne 3/10.
PS: W serialu są też Ogiry – nie Ogry – Ogiry. Tak to tu zostawię.