Niedawno ponownie obejrzałam dwie z największych filmowo-telewizyjncyh bitew, czyli: finalne bitwy z Avengers: Endgame oraz z Gry o Tron. Zwykle Gra o Tron była – nawet pomimo ostatnich sezonów – jednym z moich ulubionych seriali i zdecydowanie wyprzedza Avengersów jeśli chodzi o jakość domowej rozrywki. Ale niestety nie w przypadku ostatniego sezonu, a już na pewno nie w przypadku odcinka „The Long Night”. Różnica pomiędzy obiema realizacjami bitwew była tak wielka, że oglądając odcinek poczułam się zasmucona i rozczarowana.
Obie bitwy były, dla swoich fanów, długo wyczekiwanym zwieńczeniem historii opowiadanych przez lata. I w stosunku do obu bitew mieliśmy wielkie oczekiwania. Natomiast, podczas gdy jedna z nich spełniła te oczekiwania, druga z bitew spaliła je na stosie żenady. Spędziłam dużo czasu zastanawiając się, dlaczego tak się stało, i ostatecznie postanowiłam rozbić na części pierwsze każdą bitwę i spojrzeć na nie z różnych punktów widzenia. Poniżej opisałam porównanie tych dwóch znaczących wydarzeń, z podziałem na pewne – dla mnie najistotniejsze – komponenty.
Taktyka w Bitwie
Jeśli chodzi o bitwę, to taktyka jest czymś absolutnie podstawowym. Bitwy, oczywiście różnią się od siebie w sposób naturalny, więc porównywanie ich może być niesprawiedliwe. Niemniej jednak postaram się wyjaśnić, dlaczego w przypadku Avengers koncepcja pod kątem taktyki zadziałała, a w GoT nie.
Jeśli chodzi o Avengers, tak naprawdę trudno mówić jakiejkolwiek o taktyce. Żadna postać z filmu nie spodziewała się scenariusza totalnej wojny – być może z wyjątkiem doktora Strange’a, ale był martwy pod koniec Avengers: Infinity War. W trakcie całego filmu bohaterowie eksperymentowali i starali się na wszelkie sposoby rozwiązać problem ludzi, którzy zniknęli. I ciężko jest ich winić, że nie byli wyposażeni i zorganizowani do odparcia kosmicznej armi w walce, której się nie spodziewali.
Dodatkowo z punktu widzenia osoby oglądającej film nawet nie zakładał, że ma się odbyć jakakolwiek bitwa. Dowiadujemy się o tym razem z bohaterami. Jedna z lepszych scen filmu kiedy Kapitan Ameryka – stojący samotnie przeciwko nadciągającej armii służy nam dosłowanie jako wstęp do dalszych wydarzeń. Film doskonale wykorzystuje tą scenę, żeby oddać jak nieprawdopodobne wydaje się być zwycięstwo. Niemniej jednak posiłki pojawiają się, przez portale przechodzi ogromna ilość ludzi i istot. I ta masa jest jedną z bardziej chaotycznych i niezdyscyplinowanych armii jakie można poprowadzić do walki. Zwłaszcza, że spora część posiłków została dosłowanie 'przed chwilą’ przywrócona do życia. Reasumując całe wydarzenie było w zamyśle scenarzystów jedną wielką improwizacją.
Musiałem zemdleć, bo się obudziłem, a ciebie nie było. Ale doktor Strange tam był, prawda? I powiedział: „Minęło pięć lat, potrzebują nas. Chodźmy!”.
Spiderman Avengers: Endgame
Tak jak wspomniałam jedyną osobą, która miała pojęcie o tym, co się działo, był Strange. Przewidział, co się stanie, i jego główną troską było zebranie wszystkich jak najszybciej. Wskazuje na to jego cytat: „Czy to wszyscy?”. Nawiasem mówiąc ten cytat służył także innemu fajnemu celowi – podejrzewam, że był przeznaczony dla fanów. Jakby twórcy chcieli powiedzieć: „Tak, to wszyscy z filmów Marvela w jednej scenie. Moment, na który czekaliście od lat.” Podsumowując, w tej bitwie mieliśmy naszych bohaterów dołączających do walki dosłownie w ostatniej chwili, i nie było czasu na rozważenie żadnej taktyki przed bitwą.
W przypadku GoT sytuacja prezentowała się zupełnie inaczej. Nasi bohaterowie wiedzieli, że wróg nadchodzi. Mieli podstawowe informacje o tym, z jaką liczbą przeciwników będą musieli się zmierzyć, i jakie dodatkowe moce posiadali biali wędrowcy. Wliczając w to „niespodziewaną burzę”, która uderzyła w wojsko. A której tak naprawdę można się było spodziewać. Sugeruje to pewien cytat: „Prawdziwy wróg nie przeczeka burzy – on przynosi burzę”. Więc tak, bohaterowie od początku mieli całkiem niezłe pojęcie, z czym będą mieli do czynienia. Nie wspominając nawet o Branie, który mógłby po prostu przejąć kilka wron na szybką misję zwiadowczą. Mieli dużo czasu na przygotowania, nawet miesiące. John Snow zdołał dotrzeć do Dragonstone, spędzić tam trochę czasu, odwiedzić Królewską Przystań, wrócić do Dragonstone, a następnie wrócić na północ. Biorąc pod uwagę, że jeździł konno, musiało to zająć trochę czasu. W tym czasie co zrobili dobrzy ludzie z północy? Absolutnie nic… Zaczęli kopać okopy zaraz po przyjeździe Daenerys i bądźmy szczerzy … Aby wykopać dziurę w ziemi i zapakować ją drewnianymi patykami, nie potrzebujesz profesjonalnej armii. Zanim Jon przybył z powrotem, powinni mieć dwie lub trzy linie okopów, wszystkie z mostkami pułapkowymi na potrzeby ewakuacji. Nie sądzę, aby Szary Robak był jedynym inżynierem w Westeros zdolnym do stworzenia tak sprytnego mechanizmu.
Kolejną rzeczą, która była roczarowująca, było to, że kiedy armie nieumarłych przybyły do Winterfell, przywódcy armii absolutnie nie zrobili. A wiedząc, że wróg przewyższa ich liczbą powinni spędzać cały dostępny czas na tworzeniu strategii, a nie czaić się w kryptach. Jedyne, co zrobili, to postawili swoje siły przed okopami na czas. Nie jestem strategiem, ale podejrzewam, że zrobiłabym lepszą robotę niż elita wojskowa Westeros. Każdy z fanów by to zrobił.
Dlaczego rozpoczęli atakiem kawalerii? Na dodatek było tak ciemno, że ani jeden z jeźdźców nie widział gdzie jedzie i co ma zaatakować. Chyba po prostu uznali, że pojadą na północ, a armia Nocnego Króla powinna gdzieś tam być. Wyobraźcie sobie przez chwilę, że Dothrakowie mijają się z armią nieumarłych i jadą przez 20 minut, aby zobaczyć, że na miejscu nic nie ma. Cudem było, że mieli jakieś światło podczas tej szarży, ponieważ pojawiła się Melisandre. Rozumiem, że jeśli ten cud by się nie wydarzył, po prostu wjechaliby w noc i pozabijali się w całkowitej ciemności. Co za debilizm.
Dlaczego trebusze znajdowały się przed liniami armii? Maszyny, które mogły uszkodzić setki piechurów, zostały momentalnie całkowicie zniszczone i stały bezużyteczne. Gdzie był zwrot akcji? Mam wrażenie, że zamiast używać sprytu, po prostu mamy bitwę typu hack and slash. A jak się nad tym zastanawiasz, przywilejem rasy ludzkiej est inteligencja. Po przeciwnej stronie były tylko bezmyślne zombie i kilku kolesi, którzy je kontrolowali. Nie było żadnej zasadzki, żadnego planu B, albo planu C.
Podejrzewam, że twórcy popełnili dwa błędy dotyczące taktyki bitewnej. Po pierwsze – chcieli, aby wygrana była wręcz niemożliwa do osiągnięcia, więc odebrali wszystkie naturalne przewagi naszym bohaterom, pozostawiając je nieumarłym. Co było porażką, ponieważ w Grze o Tron zawsze oczekiwaliśmy nieoczekiwanego. I wiemy, że postacie są zarówno inteligentne, jak i silne. Więc ogłupienie ich miało odwrotny skutek. Zamiast martwić się o wynik bitwy, zastanawialiśmy się „Dlaczego o tym nie pomyślałeś!?” Drugi i główny błąd – czerwona kartka dla mnie, jeśli chodzi o rozrywkę – twórcy uznali, że widzowie będą na tyle głupi, żeby to kupić. No cóż, nie jesteśmy..
Motywacja Bohaterów
W Avengers: Endgame motywacja do bitwy była sensowna i złożona. Istniało wiele powodów, dla których postacie naprawdę chciały w tej bitwie uczestniczyć. Zrobiłam z nich listę, żeby się nie pogubić.
Zemsta
Bohaterowie filmu przegrali poprzednią walkę z tym samym przeciwnikiem, a efekt tego był na tyle istotny, że teoretycznie w uniwersum Marvela każda jedna osoba, z każdej planety miałaby powód by uczestniczyć w tej walce – pragnęłaby zemsty. A zemsta jest jednym z najlepiej sprzedających się motywów w kulturze i działa tutaj doskonale. Nawet w nazwie.
Strach
Wszyscy na polu bitwy wiedzieli, jakie są konsekwencje porażki, ponieważ już raz ją ponieśli (paradoks czasowy). Aby uwydatnić tę motywację, twórcy dodali scenę, w której Thanos od niechcenia informuje bohaterów, że jeśli plan wybicia połowy życia w kosmosie nie wypali – to po prostu wybije wszystkich. Ta jedna informacja podniosła stawkę zakładu – gdzie szansa na wygraną i tak wynosiła jeden na 14 milionów. Dodatkowo film robi wszystko, żeby podkreślić to w każdym możliwym momencie. Hawkeye mówi w pewnym momencie o śmierci Czarnej Wdowy: „Poświęciła życie za ten cholerny kamień, postawiła na to swoje życie!”. Kiedy myślimy o tym w ten sposób, strach przed porażką jest oczywisty.
Nienawiść
Większość głównych bohaterów miała osobiste powody, by nienawidzić Thanosa. Możemy się domyślić, że każda osoba w armii w pewnym momencie akcji straciła kogoś bliskiego, rodzinę lub przyjaciela z powodu Thanosa. Film uwydatnia to przez skupieniu się na głównych bohaterach. Iron Man, który zawsze czuł się odpowiedzialny za Petera Parkera, stracił młodego podopiecznego. Hawkeye stracił rodzinę, Czarna Wdowa i Thor Brzuch cierpieli na poważną depresję. Thanos w zasadzie zabił wszystkich przyjaciół, których miał Rocket, całkowicie niszcząc Strażników Galaktyki. Ucieleśnieniem tej nienawiści była scena ze Scarlet Witch, kiedy stawia czoła Thanosowi na polu bitwy, mówiąc: „Zabrałeś mi wszystko”. Ta scena nijako podsumowała, jak bardzo emocjonalnie zaangażowani są bohaterowie w sprawę zabicia Thanosa. Chcieli to zrobić, nie tylko dlatego, że było to słuszne, ale ze względu na ich osobiste odczucia. I to jest o wiele lepsza motywacja niż stare dobre „ratowania świata”.
Sprawiedliwość – Oczywista motywacja każdego superbohatera. Nie ma co się zagłębiać.
Jedność
Cała, najbardziej widowiskowa scena z portalami służy temu żeby pokazać jedność bohaterów, którzy przybywają na pole bitwy. Wymienione wcześniej motywatory stworzyły niezwykłe warunki, w których ludzie, którzy się nie znają współpracują razem by wygrać. To samo w sobie tworzy kolejny nowy motywator – jedność celu.
Kiedy posiłki przybywają na pole bitwy, zawiera kilka drobnych ujęć, kiedy bohaterowie rozglądają się, szukając swoich przyjaciół i szacują rozmiar armii, które przybyły, by walczyć z Thanosem. A kiedy atakują, widzimy, jak wspólnie szarżują, by dotrzeć do armii Thanosa. W tym czasie można było niemal poczuć, że wszystkie te postacie są ze sobą powiązane, niezależnie od tego, skąd pochodzą. Poczucie jedności to bardzo silny motywator do osiągnięcia celu.
W porównaniu z powyższym motywacja do walki w Grze o Tron wpada nieco blado. Bohaterowie nie mieli żadnych powodów osobistych. Ciężko żeby ktoś żywił uczucia w stosunku do armii umarłych – może obrzydzenie. Zresztą większość wojowników nigdy nawet nie widziała nieumarłych – dla tej armii martwi byli mocno abstrakcyjnym zagrożeniem. Strach został wykorzystany w wielu smakowitych warstwach, ale w trakcie walki nie było momentu, w którym główni bohaterowie pokonaliby strach w jakikolwiek heroiczny, autentyczny sposób, co sprawiło, że budowanie klimatu horroru się nie udało.
Jedność – jako motywator została całkowicie wypaczona przez fabułę dwa odcinki wcześniej. To nie była armia zjednoczona przez jeden cel, lecz grupa ludzi którzy bardzo się starali żeby się nie pozabijać nawzajem. Dla oglądającego, który tak długo czekał aż te postacie się spotkają i zjednoczą bardzo smutna konkluzja. Pomimo tego jak wiele przeszli ci ludzie i jak bardzo skomplikowane były ich relacje, momenty spotkań poszczególnych osób były niewiarygodnie emocjonalnie suche – szczególnie w przypadku Aryi. Rozumiem, że większość postaci przeszła wiele zmian na przestrzeni lat, a twórcy chcieli pokazać tą zimniejszą i logiczną stronę ich osobowości, ale po prostu nie zadziałało dobrze w tak kulminacyjnym momencie. Powinniśmy byli zobaczyć cały wachlarz emocji, a nie tylko wymianę chłodnych spojrzeń.
Teraz, jeśli chodzi o motywację osobistą, to w zasadzie jej nie było. Bohaterowie próbowali przeżyć, to wszystko. Nie było nienawiści, nie było potrzeby sprawiedliwości ani zemsty. To jako główny motyw nie jest wcale takie złe, ale musi być zrobione naprawdę dobrze. A ja mam wrażenie, że serial nie podkreślił wystarczająco tego, co bohaterowie mieli do stracenia.
Nigdy nie zostało powiedziane że główni bohaterowie w ogóle obawiali się tej bitwy. Większość z nich zachowywała się tak, jakby nie przejmowali się tym, co się z nimi stanie. Rozumiem, że nasi bohaterowie byli prawdziwymi weteranami zmagania się z niebezpieczeństwem. Ale kurczę… apokalipsa zombie nie jest czymś normalnym – nawet na standardy Westeros. Większość z głównych bohaterów zachowywała się podobnie jak Bran – co oznacza, że spędzali czas na wpatrywaniu się w siebie i chłodnych rozmowach o nieistotnych rzeczach. Nie udało się pokazać na ile ważna i decydująca była to bitwa. I to był ogromny błąd.
Dynamika Bitwy
Jeśli chodzi o dynamikę Gra o Tron znowu przegrywa z Avengersami. Odcinek „The Long NIght” był bardzo długi, sama bitwa była w przybliżeniu długa, więc dynamika odegrała bardzo ważną rolę w fabule i w ogólnej recepcji całego odcinka. Dużym problemem dla dynamiki było założenie odcinka (ale nie jedynym) – w którym twórcy mocno sygnalizują, że bitwa jest nie do wygrania. Pokazanie realizmu to jedna rzecz, ale całkowite zaduszenie nadziei w bohaterach sprawiło, że instynktownie nie chcieliśmy wiązać naszych nadziei z postaciami, które miały umrzeć. Każda bitwa wymaga wzlotów i upadków, aby utrzymać nas w napięciu. A w przypadku GOT tego nie było, bo bitwa od pocztku skazana była na przegraną i z tego powodu nasza wytrzymałość – napięcie zostało rozciągnięte poza granicę, aż popadliśmy w marazm jak nasi bohaterowie.
Również pod względem technicznym dynamika bitwy z mojego punktu widzenia była niezbyt ciekawa. Zakładam, że twórcom chodziło o pokazanie chaosu jaki niesie ze sobą bitwa tego rozmiaru i mam wrażenie, że rozumiem ten przekaz. Niemniej jednak nie było w bitwie absolutnie nic co by ten chaos przełamało, na tyle intensywnie, żeby przykuć moją uwagę. Jedynym nieco bardziej interesującym momentem było wstrzymanie oddechu w momencie, w kyóry Arya przekradała się przez bibliotekę. Dodatkowo w bitwie zabrakło mi czegość często kojarzonego z bitwami w średniowiecznym settingu – heroizmu bohaterów. Znowu zakładam, że to wynikło z zamysłu scenarzystów – mnie jednakże nie przypadł ten wybór do gustu.
Zupełnie inaczej było w przypadku Avengers: Endgame. Bitwę można było łatwo rozbić na części, które pasowałyby do siebie i dawały szansę każdej postaci Marvela na zabłyśnięcie na polu walki choćby przez krótką chwilę. Mamy bitewny „prolog”, w której nasi bohaterowie rozpoznają wroga, a także niektórych swych przyjaciół na polu bitwy. Następnie mamy „sztafetę” wraz z rękawicą, następnie ostrzał z góry i zniszczenie statku Thanosa, potem ostatnią kobiecą „sztafetę” z rękawicą, oraz finał bitwy. Każda z nich jest logiczną konkluzją części poprzedniej i daje postaciom szansę na pokazanie swojego wkładu w zwycięstwo. Nie ma to głębszego znaczenia, ale jest też na tyle dynamiczne, aby nie zmęczyć widza i utrzymać go w napięciu.
Oczekiwania Widza
Oczkiwania widza miały ogromne znaczenie dla obu bitew. W tym przypadku postaram się to ocenić tylko z mojej perspektywy choć żywię podejrzenia, że nie jestem w niej osamotniona.
Moje oczekiwania co do ostatecznej bitwy z nieumarłymi w GoT były ogromne. Znałam i ceniłam ten serial i wiedziałam, że mogę spodziewać się możliwie najlepszej rozrywki jaką można oczekiwać od serialu. Oczywiście rozczarowałam się żałośnie. Z drugiej strony, jeśli chodzi o Marvela, mam pewien termin, który nazywam „poziomem oczekiwań Marvella”. Oznacza to, że nie mam wygórowanych estetycznych czy fabularnych oczekiwań, ale zakładam, że efekty wizualne będą świetne, a żarty mogą być niezłe. I cóż, w tym przypadku się nie zawiodłam. I to była chyba największa różnica między bitwami. Miałam bardzo różne oczekiwania – bardzo wysokie dla GOT – średnie do niskich – dla Marvela. A rezulat – jaki jest, każdy widzi…