KRAINA NERDÓW I GEEKÓW

  • English
  • Polski
GRY

Pathfinder: Wrath of The Righteous – Recenzja


WSTĘP


Jeżeli ktoś rozpoczyna recenzję od słów: „Nie grałem w poprzednią/poprzednie części gry, ale…” – to zaprzestaję czytania. Paradoksalnie przygotowując się do pisania tego artykułu trafiłam na multum tego typu wypowiedzi. Po czym doszłam do wniosku, że tzw. chodzenie na łatwiznę jest coraz częstszą patologią wśród recenzentów. Jednocześnie obiecuję sobie, że sama nigdy nie dam sobie powodów by zaczynać artykuł od tego zdania.

Muszę przyznać, że w część pierwszą Pathfindera nie tylko grałam, ale byłam wręcz obsesyjnym fanem tej gry. Co skutkowało całkowitym zaniedbaniem gospodarstwa domowego na dłuższy czas. Gdy zapowiedziano, drugą część byłam prawdziwie uszczęśliwiona. Jednocześnie aż do premiery zachowywałam zdrowy sceptycyzm – wszyscy wiemy jak bardzo można podeptać pozytywne nastawienie graczy kiepskim produktem. Dlatego też wolałam poczekać aż skończę grać by wyrobić sobie opinię. I poniższa recenzja jest podsumowaniem wszystkich wrażeń z gry – w jej obecnym stanie.


RECENZJA


Temat rozwoju postaci, awansów wewnątrz klasy pomijam w poniższej recenzji. Jeśli ktoś grał wcześniej w Kingmaker’a wie, że to system skomplikowany, niebanalny i rozbudowany tak jak system podatkowy – taki jego urok. Jeśli zaś ktoś nie grał w poprzedniego Pathfindera to odsyłam do mojej poprzedniej recenzji.

Zdecydowaną ciekawostką związaną z mechaniką, w porównaniu do poprzedniej części jest system odpoczynku, który był już solidnie rozbudowany w Kingmakerze a teraz otrzymał kolejny upgrade. Dzięki temu podczas odpoczynku możemy warzyć eliksiry, spisywać zwoje, oraz walczyć z demoniczną korupcją, która ma wpływ na naszą drużynę tak długo jak odpoczywamy poza uświęconymi miejscami.

BUGS

Na wstępie trzeba pomówić o czym bardzo oczywistym – gra jest zbugowana. Nie ma co ukrywać, błędów jest sporo, od brakujących dziwacznych artefaktów w grze, rozwaloną grafikę, przez brakujące opisy, goły kod na wyjściu, po zbugowane questy i miejscami uszkodzoną mechanikę. Jest tego dużo i zaprzeczyć się nie da, że gra mogłaby wyjść w stanie dużo lepszym.

Natomiast po pierwsze byłam na to przygotowana i spodziewałam się wielu problemów. Więc w pewnym sensie byłam nawet miło zaskoczona, że pomimo zgrzytów grę udało mi się przejść bez większych ataków złości. Po drugie developerzy dość szybko pewne błędy naprawiają, więc można się spodziewać, że na przestrzeni miesięcy będziemy mieli wersję gry o niebo lepszą. Po trzecie, naprawdę widzieliśmy w ostatnich latach premiery gier, który przebiegły dużo gorzej – i to gier od producentów dużo bardziej doświadczonych i z poważniejszym finansowaniem. Także Owlcat Games może mieć powody by czuć zadowolenie z gry, która idealna nie jest, ale wypuszczenie jej na rynek można określić jako przyjemne i zakończone sukcesem.

souce: reddit „The REAL front line of the crusade. Thanks y’all.” 🙂 / u/Hoorizontal

MYTHIC PATH

Oglądając trailery i gameplay’e gry, mityczna ścieżka rozwoju postaci budziła pewne zainteresowanie. Po przejściu gry jestem nią po prostu zachwycona. Od samego początku gry mityczna ścieżka napędza fabułę i mechanikę w idealnej harmonii. Wydarzenia związane z mityczną ścieżką naszej postaci są podkreślone przerywnikami filmowymi, które są wyjątkowo satysfakcjonujące i dzięki nim przywiązujemy się do naszej postaci i do losów krucjaty. W zasadzie satysfakcjonujące to nie wystarczające słowo. Ja przykładowo kilka razy wczytywałam scenę zdobycia Drezen dla samej przyjemności.

Z zostaniem konkretnym mitykiem wiążą się dodatkowe questy, zwykle ograniczone czasowo w stosunku do głównych zadań. Z naszą ścieżką mogą się również wiązać konkretne artefakty znalezione w grze, NPC’s, side questy etc. Nasze wybory naprawdę mają bardzo duże znaczenie dla zakończenia gry, wyników poszczególnych misji czy stosunków z postaciami w naszej drużynie.

Sam system awansu mityka jest super ciekawy i ma umiejętności i cechy, które naprawdę mają wpływ na taktykę gry i sprawiają, że nasza postać, zupełnie celowo przekracza granice mocy dostępne dla zwykłego szarego człowieka. W zasadzie niektóre z nich są wręcz szalone. Grając w Pen & Paper RPG ciężko mi sobie wyobrazić granie postacią z tak potężnymi statystykami i zestawem umiejętności. Słowem: jest grubo, jest fajnie i na pewno jest z czego wybierać.

Dodatkowym smaczkiem są unikalne animacje dla każdego mityka. Anioł otrzymuje piękną aureolkę i poruszając się zostawia za sobą świetliste piórka. Azata przykładowo zawsze jest otoczony przez świetliste motylki.

Sama wybrałam ścieżkę Anioła [Angel Mythic Path], takiego dobrego Anioła – nie tego praworządnego. Wyboru swojego nie żałowałam i bawiłam się świetnie, w każdym akcie gry. Nieustannie odczuwałam fabularne konsekwencje mojego wyboru, nie tylko podczas głównych questów, lecz także podczas wielu rozmów z NPC’ami. Pod kątem fabularnym mogę tą ścieżkę polecić każdemu.

GRA ROZBUDOWANA „W BOK”

Moim na ten moment największym zastrzeżeniem jest za mało treści. Gra bynajmniej krótka nie jest, natomiast w poprzedniego Pathfindera zagrałam po raz pierwszy już po wydaniu wszystkich dodatków. Stąd pewne odczuwalne ubóstwo treści. Także na chwilę obecną polecałabym się wstrzymać (ja nie mogłam) i poczekać aż Owlcat Games wrzuci dodatkowe DLC i rozbuduje grę. A bardzo wiele sugeruje, że gra będzie rozbudowywana.

Ciekawym paradoksem jest to, że Mityczna Ścieżka pokazała mi jak wiele tak gra ma zaoferowania pod kątem ograniczeń związanych w wyborami. Zagranie więc w tą grę 3 razy choćby dla zobaczenia jak będzie się rozwijać gra przy podjęciu innych wyborów jest całkiem realnym scenariuszem. Gameplay’e z kanałów na YT oraz nawet pojedyncze filmiki wrzucane przez graczy na platformach streamingowych uświadomiły mi, że są jeszcze treści do których nie dotarłam. Pomimo, że zrealizowałam wszystkie questy poboczne.

source: https://howlongtobeat.com/

FABUŁA

Jak w przypadku poprzedniego Pathfindera fabuła jest najmocniejszym atutem studia. Historia jest ciekawa i wciągająca, ponieważ scenarzyści skorzystali z tego samego przepisu co w pierwszej części: protagonista od zera do bohatera. Całość jest bardzo zgrabna i przyjemna. Akt II, zakończony przejęciem Drezen jest po prostu świetny, a sama bitwa o miasto bardzo ciekawa. Akt IV z udaniem się do Otchłani był dla mnie całkowitym zaskoczeniem.

Jeśli miałabym narzekać, to największym minusem gry dla mnie jest to, że nadal czuję po niej niedosyt. Życzyłabym sobie dużo więcej rozmaitych misji, więcej lokalizacji i ogólnie rzecz biorąc dużo więcej questów. Mam nawet nieodparte wrażenie, że gra w obecnym wydaniu jest jeszcze okrojona i Owlcat Games będzie (i powinien) dorzucać treść.

Jednocześnie treść, która jest w grze trzyma wysoki poziom narzucony w pierwszej części. Świat jest bardzo bogaty, pełno jest lokalizacji, BN’ów, z którymi można porozmawiać. Lore również, jak zwykle dla Owlcat Games, serwowany jest w dużych dawkach i bez chęci do czytania nie ma co siadać do tej gry. A zakończenie jest satysfakcjonujące – jeśli się odpowiednio do niego dojdzie 😉

Nasz drużyna również składa się z całkiem ciekawych postaci. Wybór, kogo możemy ze sobą zabrać jest dość duży i tak jak w poprzedniej części bohaterowie są ciekawi, bardzo indywidualni a linie dialogowe dla nich są napisane błyskotliwie i z odpowiednią dozą humoru. Kilkukrotnie parsknęłam w trakcie gry, ponieważ humor jest bardzo trafiony. Wątkom romansowym również nie można nic zarzucić.

ZARZĄDZANIE KRUCJATĄ

Zarządzanie krucjatą jest kopią systemu zarządzania królestwem z pierwszej części i wymaga on jeszcze nieco dopracowania. Tu również życzyłabym sobie rozbudowania gry. Decyzji podejmowanych poprzez naszego dowódcę, w porównaniu do pierwszej gdy jest mniej i mają one mniejsze przełożenie na samą historię. Dodatkowo fakt, że nie można odwiedzić zakładanych posterunków sprawia wrażenie, że czegoś brakuje.

Zarządzenie wojskami dla odmiany jest bardzo przyjemne i ciekawe. Przemieszczanie po mapie naszych jednostek w taki sam sposób w jaki przemieszczamy drużynę jest bardzo sensowny i intuicyjny, a same walki wymagają pewnej dozy strategii, by przejść przez potyczki przy najmniejszych możliwie stratach.


PODSUMOWANIE


Po pierwszym zbugowanym przejściu gry daję jej 9/10. Pathfinder absolutnie trzyma swój wysoki poziom, ale jednocześnie widać gołym okiem, że perfekcyjne przejście gry będzie możliwe dopiero za kilka miesięcy. Gdy zostaną naprawione bugi oraz gdy zostaną dodane DLC, które Owlcat ma zaplanowane. Wówczas można założyć, że przejście Pathfiner: Wrath of The Righteous będzie równie wielkim i niezapomnianym wydarzeniem jak przejście przez Pathfinder: Kingmaker.

Gra ewidentnie mogłaby być dłuższa i zdecydowanie warto poczekać parę miesięcy na to by w nią zagrać. Ale jeśli ktoś, nie wytrzyma, to i tak będzie zadowolony.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *